Jan Z. Piński Jan Z. Piński
4182
BLOG

Wprost Przeciwnie? Wręcz Przeciwnie! O co walczymy

Jan Z. Piński Jan Z. Piński Polityka Obserwuj notkę 64

„Obyś żył w ciekawych czasach!” – głosi jedno z chińskich przekleństw. My niestety żyjemy w ciekawych czasach. Czasach, w których demokracja oznacza coraz częściej władzę niewielkich grup interesów dysponujących aparatem państwowego terroru i sprywatyzowanym już kapitałem do poskramiania niepokornych.

Ludzie ci kontrolują największe media. Coraz częściej pojawiają się głosy, że należy również uporządkować „bałagan” w internecie. W każdym razie rządząca przez ostatnie 4 cztery lata koalicja już uchwaliła, że wszystkie programy emitowane w sieci musi zatwierdzać do emisji Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji. Oczywiście, dla dobra nas, obywateli. Podobnie jak uchwalona 16 września przez Sejm ustawa przyznała urzędnikom decydowania o tym, że niektóre informacje z ważnych powodów mogą nie być publiczne. Sprawa jest na tyle skandaliczna i bezczelna, że nawet prorządowe media zaprotestowały. Te same media milczą jednak, gdy Państwowa Komisja Wyborcza na zapytanie Sądu Najwyższe w sprawie odmowy rejestracji w całej Polsce komitetów Nowej Prawicy postanowiła odpowiedzieć niejawnie (sic!). Sąd Najwyższy oddalił protest Nowej Prawicy ze względów proceduralnych. Cóż takiego zawierała odpowiedź PKW dla Sądu Najwyższego, że nie może być publiczna? Czym jest demokracja, w której kwestia wykluczenia opozycyjnej partii z równorzędnej walki o głosy wyborców jest tajna?

       W podobny sposób z gry o głosy Czytelników próbowano wykluczyć redakcję „Wprost Przeciwnie”, mający niemal połowę rynku kolportażu prasy „Ruch” w ostatniej chwili przysłał faks, że po otrzymaniu pisma od konkurencyjnego tygodnika nie może nas sprzedawać. Znamy polskie realia, wiedzieliśmy, że takie rzeczy się zdarzają. Dlatego mieliśmy wcześniej zarejestrowaną nazwę „Wręcz Przeciwnie” - i tylko dlatego możemy dziś dla Państwa pisać.

„Wręcz Przeciwnie” to coś więcej niż tylko tygodnik. To ludzie, którzy myślą wprost przeciwnie do większości polityków. To również wizja Polski. Kraju, który w relatywnie krótkim czasie może wejść do 10 najbogatszych krajów świata. To nie są mrzonki. Profesor Krzysztof Rybiński, były wiceprezes NBP, powiedział, że wprowadzenie prawdziwego wolnego rynku w Polsce sprawiłoby, że polska gospodarka zaczęłaby rosnąć o 10 proc. rocznie. Dla rodziny, w której małżonkowie zarabiają średnią krajową, po czterech latach dałoby to 28 tys. zł rocznie więcej. Bez odbierania innym pieniędzy i bez łaski polityków. Dlatego politycy tak nienawidzą wolnego rynku. Bo udowadnia, że są zbędni.

Wolny rynek nie oznacza, że pozbawiamy ludzi, którzy są mniej zaradni pomocy. Każdy prawy człowiek wie, że ma moralny obowiązek pomagać słabszym. Robi to jednak dobrowolnie, tak jak John D. Rockefeller, który z każdych pieniędzy, które zarabiał oddawał 10 proc. na cele charytatywne. W praktyce te 10 proc. warte było tyle co 20 proc. ściągnięte przez państwo w postaci podatków, bo przymus kosztuje. Polski wyborca ma ten sam dylemat co przed laty sklepikarz w Wołominie. Może sobie wybrać, czy chce żeby ci, którzy zgłaszają się do niego po haracz, mieli dres w czarne, czerwone, zielone czy niebieskie paski. Haracz zawsze jest taki sam.

Dziś Polacy oddają połowę swoich zarobków państwu. Trudno się więc dziwić, że połowa z nich rezygnuje z udziału w wyborach. Raczej trzeba się dziwić, że drugiej połowie jeszcze chce się głosować. „Gdyby wybory mogły coś zmienić, zostałyby zdelegalizowane” – głosił napis, który przeczytałem kiedyś na murze. Stopień ograniczania wolności obywateli pokazuje, że politycy zaczęli obawiać się zmian. Takich zmian jak „Wręcz Przeciwnie”.

 

Dziennikarz z ponad 10 letnim doświadczeniem. Z zamiłowania szachista.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka